Polityka wschodnia ma się całkiem dobrze
Ataki na polską politykę wschodnią trwają od lat. Prawicowi politycy i publicyści nie zostawiają na niej suchej nitki twierdząc, że jest prowadzona na kolanach i w zgodzie z interesem rosyjskim, a nie polskim. Retorycznym sztychem przebił wszystkich Paweł Kowal, który w wywiadzie dla Rzeczpospolitej stwierdził wręcz, że „polska polityka wschodnia nie istnieje”. Przy całym moim (szczerym) szacunku do tego polityka, uważam wygłoszoną przez niego opinię za nonsens. Z polską polityką zagraniczną nie jest tak źle, o czym świadczy najnowszy ranking Scorecard 2015, opublikowany przez The European Council on Foreign Relations, w którym oceniana jest europejska polityka zagraniczna.
W dorocznym rankingu tego uznanego europejskiego think-tanku polityka zagraniczna Polski, prowadzona w ramach UE, została oceniona co najmniej przyzwoicie. Zostaliśmy wskazani jako europejski lider w 6 z 28 ocenianych aspektów unijnej polityki. Cztery z nich dotyczą polityki wschodniej: wywieranie presji na Rosję poprzez sankcje, twarde domaganie się przestrzegania przez nią zobowiązań handlowych, zmniejszenie zależności energetycznej od Rosji oraz dążenie do jak najbliższej koordynacji europejskiej i amerykańskiej polityki wobec tego kraju.
Oczywiście, ktoś może powiedzieć, że jesteśmy liderem słabej europejskiej polityki wschodniej, w ramach której wszystkie działania można określić jako „za mało i za późno”. Z drugiej jednak strony, jeszcze dwa lata temu tak „ostra” polityka europejska wobec Rosji była trudna do wyobrażenia. Uzgodnienie wspólnego katalogu sankcji gospodarczych wydawało się nie do pomyślenia, biorąc pod uwagę bliskie relacje Moskwy z Berlinem, czy Paryżem. Oceniając w tym kontekście, trzeba docenić działania Polski przyczyniające się do ustalenia europejskiego „wspólnego mianownika” w sprawie sankcji, czy w sprawie zmniejszania zależności energetycznej. Udało się też idee stowarzyszenia Ukrainy z Unią doprowadzić do miejsca, w którym wydaje się już być przesądzona. To są niezaprzeczalne sukcesy polskiej polityki wschodniej.
Aktywni atlantyści, klimatyczni maruderzy
Według autorów rankingu Polska jest szczególnie aktywna w promowaniu współpracy ze Stanami Zjednoczonymi. To oczywiście nie dziwi, ale biorąc pod uwagę jak mało ten temat dyskutowany jest w naszym kraju, trochę zaskoczyło mnie wskazanie na nas, jako na głównego promotora kontrowersyjnej umowy o wolnym handlu i współpracy inwestycyjnej z USA (TTIP). Razem z Niemcami, Włochami, Wielką Brytanią i Holandią jesteśmy podobno głównymi adwokatami szybkiego porozumienia z Waszyngtonem , które teoretycznie może przynieść obu stronom korzyści liczone w dziesiątkach miliardów euro rocznie.
Jeszcze bardziej zaskoczyło mnie wskazanie na Polskę jako na kraj, który obok Finlandii i Niemiec, jest mocnym adwokatem wspólnej polityki Unii Europejskiej wobec Chin. Zachęcanie do koordynacji działań podejmowanych wobec Pekinu leży oczywiście w naszym dobrze pojętym interesie. Na poziomie kontaktów dwustronnych nie mamy bowiem z Chinami zbyt wiele do ugrania. Z potencjałem gospodarczym i ludnościowym na poziomie porównywalnym z niektórymi chińskimi regionami, jesteśmy po prostu za mali. Niemniej jednak do niedawna Polska nie była specjalnie aktywna w formułowaniu polityki wobec Chin na forum UE. Pozytywnie też odpowiadała na chińskie inicjatywy dyplomatyczne, które rozbijały jedność Unii. Mam tu na myśli przede wszystkim forum Chiny-Europa Środkowa w formacie 16+1, czyli z udziałem również krajów bałkańskich, niebędących członkami UE.
Być może to więc zmiana polityki polskiej stała za rezygnacją premier Ewy Kopacz z udziału w ostatnim spotkaniu 15 premierów Europy Środkowej z chińskim premierem, które odbyło się 16 grudnia w Belgradzie? To by mogło wyjaśniać tą dość zaskakującą decyzję o wysłaniu na spotkanie wicepremiera Siemoniaka, która została negatywnie odebrana przez stronę chińską, o czym pisał Radosław Pyffel w bardzo ciekawej analizie tego wydarzenia.
W dwóch obszarach istotnych dla europejskiej polityki Polska jest w rankingu uznana za „marudera” . Po pierwsze, niechętnie i na małą skalę uczestniczymy w programach pomocy dla biednych krajów. Na pomoc rozwojową przeznaczamy ledwie 0,1 procenta naszego PKB, czyli dużo poniżej unijnej średniej. Po drugie, jesteśmy głównym hamulcowym dalszych zobowiązań w zakresie polityki klimatycznej. Warszawa w czasie zeszłorocznych negocjacji nad „pakietem klimatycznym” stała na czele grupy państw regionu, których gospodarki są bardzo mocno uzależnione od węgla. Udało się nam zresztą uzyskać pewne koncesje, które mają nieco ograniczyć koszty wdrożenia unijnych zobowiązań (UE chce do 2030 r. ograniczyć emisję CO2 o co najmniej 40 proc. względem roku 1990).
Biją za mocno i w dodatku niecelnie
Ranking ECFR oczywiście może budzić wiele kontrowersji metodologicznych, ale jest kolejnym ważnym głosem z zagranicy potwierdzającym, że ataki prawicy na rząd są w sferze polityki zagranicznej przesadzone. Być może polska polityka powinna być jeszcze bardziej aktywna. Być może duet Kaczyński-Szczerski osiągnąłby więcej niż Tusk-Sikorski (po wyborach pewnie będziemy mieli okazję się przekonać o ich dyplomatycznych umiejętnościach). Co prawda nie wierzę, że uda im się skutecznie bronić polskich interesów bez kompromisów i oglądania się na zdanie Berlina i innych stolic europejskich, ale może jestem zwykłym niedowiarkiem. Niemniej jednak, ranking ECFR powinien być poważnie wzięty pod uwagę jako argument na rzecz tezy, że rząd PO-PSL nie zasłużył na tak druzgocącą ocenę jego polityki zagranicznej, jaką wystawiają mu niektórzy politycy i eksperci w Polsce. Biją za mocno i w tym przypadku akurat niecelnie. Najcięższe grzechy tego rządu zostały popełnione w innych obszarach niż polityka zagraniczna.